
poniedziałek, 22 grudnia 2014
Szczecinianin, który wywalczył Polsce niepodległość
Józef Jęczkowiak – szczecinianin, który wywalczył Polsce niepodległość
Wielkie wydarzenia zaczynają się często niepozornie. Oto 1 listopada 1918 r. w warszawskim Teatrze Wielkim odbywało się przedstawienie opery „Carmen” Georgea Bizeta. W pewnym momencie spektakl został przerwany, a jeden z artystów Wacław Brzeziński odczytał telegram donoszący o wyzwoleniu z rąk zaborców Krakowa. Następnego dnia „Kurier Warszawski” odnotował „Publiczność przyjęła tę wiadomość gorąco i żądała wykonania hymnów narodowych, wśród ogólnego entuzjazmu orkiestra odegrała dwukrotnie Jeszcze Polska nie zginęła i Boże coś Polskę.” Nie wiemy czy na widowni był wówczas Józef Jęczkowiak. Na pewno był wówczas w Warszawie, ale potwierdzających informacji nie mamy, podobnie jak wielu innych. Próżno bowiem szukać w sążnistych opracowaniach poświęconych wydarzeniom z listopada 1918 r. informacji o Józefie Jęczkowiaku. Poza lakoniczną i tajemniczą wzmianką w „Kronice życia Józefa Piłsudskiego” Wacława Jędrzejewicza, czy nie co wnikliwszą i pełniejszą informacją w monografii Piotra Łossowskiego ( „Zerwane pęta”,1986,s.94-97) nie mamy wielu informacji o tym kompletnie zapomnianym bohaterze walki o niepodległą Polskę ( najpełniejszą notę biograficzną o Jęczkowiaku napisała Małgorzata Sokołowska w „Roczniku Gdyńskim” nr 24 , s.61-67). Nie wiemy co spowodowało ten stan rzeczy bowiem działania jakie podjął Jęczkowiak w dniach 10-11 listopada 1918 r. są nie tylko trudne do przecenienia ale z punktu widzenia ówczesnych planów politycznych Józefa Piłsudskiego jawią się jako przesądzające o pozostaniu w dniu 10 listopada 1918 r. w Warszawie a tym samym rezygnacji z wyjazdu do Lublina, gdzie kilka dni wcześniej powstał Rząd Tymczasowy na czele z Ignacym Daszyńskim jako premierem. Decyzja Piłsudskiego miała też swoje polityczne następstwa, bowiem to właśnie on, pozostając w Warszawie, stał się głównym dysponentem przejmowania władzy z rąk niemieckich i rady Regencyjnej. Rezultatem działań jakie podjął Jęczkowiak za zgodą Piłsudskiego było doprowadzenie do kompletnego zdemoralizowania potężnego garnizonu niemieckiego w Warszawie, utworzenia w nocy z 10 na 11 listopada 1918 r. Soldatenratu ( Rady Żołnierskiej) garnizonu niemieckiego i rozpoczęcie rozmów z Piłsudskim jako reprezentantem strony polskiej ( mimo braku jakiegokolwiek formalnego pełnomocnictwa np. ze strony Rady Regencyjnej czy Rządu Lubelskiego). Bezpośrednim efektem tych działań było powierzenie Piłsudskiemu przez Radę Regencyjną władzy wojskowej w dniu 11 listopada 1918 r. a po kilku dniach przekazanie mu pełni władzy jaką Rada Regencyjna dysponowała. Widać więc wyraźnie, że w niedzielę 10 listopada popołudniu, doszło w Warszawie do zasadniczego przesilenia, które wcześniejsze plany Piłsudskiego gruntownie zweryfikowały. Ta nowa sytuacja to w pierwszej kolejności efekt operacji Józefa Jęczkowiaka, przygotowywanej od początku listopada i brawurowo zrealizowanej w ciągu zaledwie kilku godzin 10 listopada 1918 r. Dynamika zdarzeń listopadowych 1918 r. była jednak tak duża, że już wkrótce działania Jęczkowiak zostały zdominowane przez nowe, równie spektakularne a tym samym szybko zapomniane a on sam stał się jednym z tysięcy bezimiennych uczestników tamtych wydarzeń.
Kim zatem był człowiek, od którego poczynań tak wiele zależało. Co spowodowało, że to jemu powierzono realizację „niewykonalnej misji” spacyfikowania potężnego niemieckiego garnizonu . W świetle roli jaką odegrał Jęczkowiak w wydarzeniach związanych z odzyskiwaniem niepodległości równie interesujące wydają się być późniejsze losy naszego bohatera, zarówno te z lat międzywojennych, okresy II wojny światowej i czasów powojennych.
Józef Jęczkowiak urodził się 31 stycznia 1898 r. w Poznaniu. Wychowywał się w patriotycznej rodzinie poznańskiego rzemieślnika, choć na jego wychowanie szczególny wpływ miała matka, gdyż w wieku 6 lat stracił ojca. Jako piętnastolatek wstąpił do skautingu, jak ówcześnie nazywano harcerstwo i zaledwie kilka miesięcy później 20 lipca 1913 r. został aresztowany za udział w polskiej manifestacji patriotycznej pod pomnikiem Adama Mickiewicza. Skazano go na miesiąc więzienia i relegowano ze szkoły ( poznańskie Gimnazjum Marii Magdaleny). Naukę kontynuował prywatnie i nadal działał bardzo aktywnie w skautingu, także konspiracyjnie, po delegalizacji polskiego hufca skautowego „Piast”, którego był chorążym. Po wybuchu I wojny światowej, jako poddany Rzeszy został wcielony do armii niemieckiej. Służył jako rekrut w formacjach artylerii ciężkiej w Poznaniu. Po przeszkoleniu został wysłany ze swoim oddziałem na front zachodni do Francji. Na początku sierpnia 1918 r. zdezerterował i po kilkunastodniowej eskapadzie przedostał się do Wielkopolski ( za dezercję został zaocznie skazany na karę śmierci). Natychmiast włączył się w wir działalności Polskiej Organizacji Wojskowej zaboru pruskiego. Jej komendant Wincenty Wierzejewski w porozumieniu z szefem wydziału wywiadowczego Komendy Naczelnej POW Adamem Rudnickim powierzył Jęczkowiakowi misję stałego łącznika między dwiema organizacjami a jednocześnie prowadzenie działalności patriotycznej wśród żołnierzy-Polaków służących w armii niemieckiej. Nasz bohater pojawił się w Warszawie 1 listopada w mundurze niemieckim zaopatrzony w fałszywe dokumenty na nazwisko Karol Schroeder. W ciągu zaledwie kilku dni opracował plan operacji zmierzającej do totalnego zdemoralizowania garnizonu niemieckiego w Warszawie, do realizacji którego zamierzał wykorzystać Polaków służących w armii niemieckiej. Nic więc dziwnego, że po swoim powrocie z Magdeburga, jedną z pierwszych rozmów politycznych Józef Piłsudski odbył właśnie z Józefem Jęczkowiakiem, o której to Wacław Jędrzejewicz pisze, że było to jedno z najważniejszych i najbardziej tajemniczych spotkań Piłsudskiego. Polecającym był za pewne Adam Rudnicki, a być może komendant POW w Warszawie Adam Koc. Co ciekawe bodaj najpełniejsze sprawozdanie z tego spotkania opublikował Niemiec Walter Recke w czasopiśmie „Der Deutschen in Osten” (nr 9 z 1938 r.) nie licząc oczywiście niepublikowanych wspomnień Jęczkowiaka ( szczególnie Rozdział III Rewolucjonista- kopia w posiadaniu autora dzięki uprzejmości wnuka Józefa Jęczkowiaka pana Ludomira Niemca). Oddajmy zatem głos Reckowi „ W południe staje Jęczkowiak przed Piłsudskim, który żąda od niego sprawozdania z przygotowań przez niego wykonanych i podania czasu, kiedy będzie mógł rozpocząć akcję. Jęczkowiak wyraża gotowość o godzinie drugiej. Po krótkim namyśle zarządza Piłsudski, że najpóźniej o godz. 16 musi być wywołana rewolucja w garnizonie warszawskim.(…) W świetlicach zbierają się żołnierze- trzeba tam wzniecić rewolucję- zdzierać kokardy niemieckie z czapek- zakładać czerwone opaski –wyjść na ulice - rozbrajać oficerów i podoficerów- broń rzucać na ulice…”. Jęczkowiak w myśl otrzymanych od Piłsudskiego instrukcji skierował swoich ludzi ( około 20, każdy z nich miał pod swoją komendą kolejnych dziesięciu) do największych skupisk żołnierskich w Warszawie czyli Pałacu Staszica i Dolinie Szwajcarskiej. Sam osobiście udał się do Doliny Szwajcarskiej gdzie przedstawiwszy się jako żołnierz wracający z Berlina opowiadał o wybuchu rewolucji i ucieczce cesarza. Od tego momentu wydarzenia się potoczyły błyskawicznie, żołnierze zaczęli zrywać akselbanty oficerom, masowo zaczęto przypinać do mundurów czerwone kokardy. Bunt zaczął się rozprzestrzeniać na całe miasto. Wywołana przez Jęczkowiaka rewolucja padła na podatny grunt, choć nie obyło się bez ofiar zarówno po stronie niemieckiej jak i polskiej. Jak pisze Piotr Łossowski- postępujący ferment rewolucyjny wśród żołnierzy niemieckich, tworzenie się rad żołnierskich wytwarzało zupełnie nowa sytuację w Warszawie. Sytuację, którą Piłsudski potrafił po mistrzowsku wykorzystać, decydując pod wpływem zmian wywołanych działaniami Jęczkowiaka na pozostanie w Warszawie. Trudno zatem o lepszą rekomendację dokonań naszego bohatera i ich znaczenia dla wybicia się na niepodległość w dniach 10-11 listopada 1918 r.
Po udanej misji w Warszawie Jęczkowiak został odesłany do Poznania, gdzie uczestniczył zarówno w przygotowaniach jak i działaniach Powstania Wielkopolskiego, walcząc w szeregach 1 kompanii 1 Pułku Strzelców Wielkopolskich. W marcu 1919 r. uczestniczył w szeregach tego pododdziału w odsieczy dla Lwowa. 26 października 1919 r. został mianowany podporucznikiem w korpusie żandarmerii polowej w Poznaniu. Służbę wojskową zakończył w listopadzie 1927 r. w stopniu kapitana. W tym samym czasie przeniósł się wraz z żoną Jadwigą z domu Dybizbańską do Gdyni, gdzie od samego początku niezwykle aktywnie włączył się w prace Zarządu Okręgu Morskiego Związku Oficerów Rezerwy RP co zaowocowało wyborem na wiceprezesa, a w 1933 r. aż do wybuchu wojny prezesa związku. W 1930 r. za pieniądze uzyskane w spadku po teściu, poznańskim jubilerze wybudował w Gdyni kamienicę czynszową przy ul. Świętojańskiej 65. W 1932 r. wybrany prezesem Stowarzyszenia Właścicieli Nieruchomości. W 1935 r. został radnym miasta Gdynia. Należał do Bezpartyjnego Bloku Wspierania Rządu, a od 1937 r. Obozu Zjednoczenia Narodowego. Przed wybuchem wojny powołany do czynnej służby wojskowej i przydzielony jako szef żandarmerii do Grupy Operacyjnej „Wschód” gen Bołtucia z Armii Pomorze. 22 września 1939 r. zostaje ranny pod Warszawą , dostaje się do niewoli i trafia do Oflagu VII A Murnau w Bawarii. Z uwagi na ciążący na nim wyrok śmierci z 1918 r. w obozie jenieckim przebywał pod zmienionym nazwiskiem- Józef Korkowski. Tragizm losów wojennych nie ominął Jęczkowiaka. Stracił podczas wojny matkę, żonę, brata, a córki Wanda i Danuta trafiły do Niemiec na roboty. Po wyzwoleniu obozu przez armię amerykańską Jęczkowiak wstępuje w jej szeregi, gdzie służy przy sztabie VII Armii. Do kraju wraca w maju 1946 r. , gdzie podejmuje pracę w gdańskim oddziale Najwyższej Izby Kontroli, a od stycznia 1950 r. zostaje inspektorem kontroli wewnętrznej w Przedsiębiorstwie Handlu Zagranicznego „Baltona” w Gdyni. W tym czasie aktywne rozpracowanie wobec niego prowadził Miejski Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, co doprowadziło do jego zwolnienia z pracy w marcu 1952 r. Zaszczuty przez funkcjonariuszy UB wyjechał z Gdyni, utraciwszy wcześniej, w dziwnych, dotąd nie wyjaśnionych okolicznościach tytuł własności do kamienicy przy ul. Świętojańskiej. Zatrzymał się na kilka lat we wsi Budy Stare w domu rodzeństwa Kalota, którzy przysyłali mu paczki w czasach pobytu w niewoli niemieckiej. Po październiku 1956 r. na fali odwilży przyjeżdża do Szczecina, gdzie rozpoczął pracę w PHZ „Baltona” na ul. Gdańskiej jako kierownik tamtejszych magazynów. W swoich zachowanych życiorysach zawodowych z tego okresu ukrywał swoje dokonania z listopada 1918 r. koncentrując się na uczestnictwie w Powstaniu Wielkopolskim. W 1964 r. przeszedł na emeryturę a 21 stycznia 1966 r. w wieku 68 lat zmarł po krótkiej chorobie w jednym ze szczecińskich szpitali. Zgodnie z ostatnią wolą został pochowany na Cmentarzu Witomińskim w Gdyni. Został odznaczony Krzyżem Niepodległości, Krzyżem Walecznych, Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem za Wojnę 1918/1921, Medalem 10-lecia,Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym i Złotym Gryfem Pomorskim.

Subskrybuj:
Posty (Atom)