środa, 29 sierpnia 2012

Wiersz Broniewskiego

Raczej nie jestem sentymentalny ale zawsze się wzruszam jak czytam zapomniany wiersz Władysława Broniewskiego o wrześniu 1939 r "Batalion wojska ze sztandarem wrześniowym rankiem szedł na front. Ulice były jeszcze szare i puste, błyszczał okien rząd. Tramwaje wyjeżdżały z przecznic, stawały wobec ruchu wojska, batalion maszerował śpiesznie, bo to już była WOJNA POLSKA."

czwartek, 3 maja 2012

Tajemnice Konstytucji 3 Maja

„Przy wszystkich swych brakach Konstytucja 3 Maja widnieje na tle rosyjsko-prusko-austriackiej barbarii jako jedyne dzieło wolnościowe, które kiedykolwiek Europa Wschodnia stworzyła. I wyszła ona wyłącznie z klasy uprzywilejowanej, ze szlachty. Historia świata nie zna żadnego innego przykładu podobnej szlachetności…” Słowa te wypowiedział nie, kto inny tylko sam Karol Marks. Powszechnie uważa się, że Ustawa Rządowa z 3 maja 1791 r., jest pierwszą w Europie a drugą na świecie ( po amerykańskiej) spisaną konstytucją. Na pytanie, kto jest jej autorem odpowiedzi są różne, z reguły mało wiarygodne lub wręcz bałamutne. Podobnie sprzeczne są opisy okoliczności uchwalenia konstytucji, zwłaszcza, że od czasu epokowej pracy Waleriana Kalinki (Lwów 1888,Kraków 1896, t. III niestety niedokończony) nie dostarczono nam wielu nowych ustaleń. Jaka w końcu była w tamtych dniach majowych rola króla Stanisława Augusta Poniatowskiego? Wątpliwości, których nie jesteśmy w stanie jednoznacznie rozstrzygnąć jest zresztą znacznie więcej, tym bardziej dziwi nie wielkie zainteresowanie badaniami nad tym fragmentem naszych dziejów. Od śmierci wielkich adwersarzy profesorów Jerzego Łojka, Emanuela Rostworowskiego i Andrzeja Zahorskiego nie widać nowych polemistów i badaczy tej rangi, a na rynku wydawniczym dominuje, poza wznowieniami ich starych prac, beletrystyka i publicystyka historyczna. Nie bez znaczenia jest również fakt, że okres Sejmu Wielkiego nie doczekały się nie tylko solidnej monografii, ale nade wszystko gruntownej edycji źródeł, zwłaszcza tych przechowywanych w Archiwum Akt Dawnych. Znajdujący się tam opasły zbiór rękopiśmiennych dokumentów stanowiących zapis przebiegu obrad sejmowych nie jest zresztą kompletny, a brakujących tomów praktycznie nikt nie poszukuje. Można, zatem powiedzieć, że niemoc źródłoznawcza i wydawnicza w sprawach Konstytucji jest prawie tak samo dojmująca, co w kwestii sprowadzenia zwłok do Warszawy czy Krakowa ostatniego króla Polski pochowanego w prowincjonalnym Wołczynie. Widać nasi rodacy, nawet po ponad dwustu latach od uchwalenia Konstytucji 3 Maja ciągle uznają Stanisława Augusta za niegodnego wiecznego spoczynku w jednym z narodowych sanktuariów. Zaprawdę dziwna to pamięć historyczna, co jedną ręką przyznaje zaszczyty a drugą strąca w niebyt publiczny. Rzeczypospolita lat 80-tych XVIII w. przeżywała dramatyczne chwile. Rozparcelowana wskutek pierwszego rozbioru w 1772 r. próbowała się ratować, gwałtownie poszukując sojusznika. Praktycznie mógł być nim tylko jeden z zaborców. Przy braku zainteresowania sprawami polskimi w Wiedniu wybrać można było pomiędzy Rosją a Prusami. Wybór Rosji utrzymywał polityczne status quo, z kolei postawienia na Prusy zmieniało w sposób zasadniczy dotychczasową orientację w polityce zagranicznej. Pozornie głos decydujący należał do króla, rzecznika orientacji prorosyjskiej, ale Rosja uwikłana od 1787 r. w konflikt z Turcją, a od następnego roku ze Szwecją była zmuszona rozluźnić gorset imperialnej dominacji wobec Warszawy, co znacznie utrudniło poczynania Stanisława Augusta. Natychmiast wykorzystali to członkowie stronnictwa patriotycznego doprowadzając do rezygnacji Austrii i Prus z gwarancji niezmienności systemu ustrojowego Rzeczypospolitej. W tych sprzyjających okolicznościach na początku października 1788 r. zawiązano Sejm Walny jako konfederację, gdzie obowiązywała zasada większości a niebędąca zmorą polskiego parlamentaryzmu XVIII w. zasada liberum veto. Ochroniono tym samym poczynania legislacyjne przed grupą tzw. malkontentów na czele z przyszłymi targowiczanami Stanisławem Szczęsnym Potockim i Franciszkiem Ksawerym Branickim. W styczniu 1789 r. Sejm Wielki zniósł Radę Nieustającą jako symbol obcej dominacji zaprowadzonej po I rozbiorze. Otwarto tym samym drogę do zasadniczej reformy ustrojowej Rzeczypospolitej. Musimy w tym miejscu zadać pytanie, dlaczego to przedstawiciele uprzywilejowanego stanu doprowadzają do tak radykalnych zmian, wbrew swoim żywotnym interesom politycznym i ekonomicznym. Najtrafniejszą odpowiedź dał w moim przekonaniu Marcin Kula w wydanej w 1991 r. pracy „ Narodowe i rewolucyjne”. Jego zdaniem, to poczucie zagrożenia przed utratą narodowego i państwowego bytu kazała jego najświatlejszym przywódcom doprowadzić do radykalnych przekształceń ustrojowych, w głębokim przekonaniu, że brak owych zmian narodu może nie uratować. Zmianom tym towarzyszył niespotykany dotąd ferment intelektualny i przebudzenie postaw patriotycznych i obywatelskich. Nie bez znaczenia były także echa wydarzeń w koloniach amerykańskich wybijających się na niepodległość, rewolucji francuskiej zapoczątkowanej zburzeniem Bastylii 14 lipca 1789 r. dziejącej się, zatem równolegle z obradami Sejmu Wielkiego, oraz wpływ filozofii i kultury oświecenia. Tylko kilka lat poprzedzających uchwalenie Konstytucji 3 Maja zaowocowało znakomitymi manifestami politycznymi Stanisława Staszica, Hugona Kołłątaja, Józefa Pawlikowskiego czy Franciszka Ksawerego Jezierskiego. W pracach tych kształtujących raczej klimat debaty niż wyznaczających konkretne rozwiązania ustrojowe zaczęto po raz pierwszy używać pojęć dobro wspólne, naród, w szerszym niż tylko szlacheckim sensie, rozszerzać prawa obywatelskie na pozostałe stany. Dla części szlachty posłującej do Sejmu samo zlikwidowanie Rady Nieustającej było równoznaczne z zakończeniem prac w sferze reformy ustrojowej. Jedynie członkowie stronnictwa patriotycznego zdawali sobie sprawę z konieczności gruntowniejszych zmian. W tym celu powołano Deputację do Formy Rządu na czele, której stanął marszałek litewski Ignacy Potocki. Postać tyleż ważna, co wyraźnie niedoceniana w dziele powstania Konstytucji 3 Maja. Latem 1790 r. po wielu miesiącach prac Potocki przedłożył Sejmowi słynny „Projekt do formy rządu”. Obszerny ten dokument, liczący sobie 658 artykułów, pełen republikańskich odniesień, wyraźnie ograniczał królewskie prerogatywy, wprowadzając zasadę dominacji sejmikowych instrukcji. Oznaczało to w praktyce uzależnienie ważniejszych decyzji państwowych od zdania przedstawicieli szlacheckiej prowincji, ale za to włączenie w krąg spraw państwowych stanu trzeciego- głównie mieszczan. Paradoksalnie projekt Potockiego zmusił króla Stanisława Augusta do działania w obronie własnych uprawnień, co zaowocowało włączeniem króla do prac nad projektem nowego ustroju Rzeczypospolitej. Do konfrontacji doszło na posiedzeniu Sejmu 13 września 1790 r. gdzie Stanisław August odwołując się do braci szlacheckiej nie pozwolił na przyjęcie zasad Potockiego, broniąc tym samym własnych uprawnień wykonawczych. Tym samym dwa rywalizujące ze sobą obozy patriotyczny i królewski zblokowały własne poczynania, ale wyraźny impas w debacie zmusił je do ściślejszej współpracy. Przełom nastąpił w trakcie dwóch wielogodzinnych rozmów Ignacego Potockiego ze Stanisławem Augustem na początku grudnia 1790 r. Obaj liderzy zgodzili się, co do kierunku w polityce zagranicznej wyznaczonego przez dążenie do sojuszu z Prusami, z drugiej strony Potocki odstąpił od swojego pierwotnego projektu republikańskiego na rzecz idei monarchii oświeconej. W spisanym po spotkaniach dokumencie zwanym „Pro memoria” król uzyskał długo oczekiwaną inicjatywę prawodawczą. Strony zobowiązały się przy tym do pełnej dyskrecji. Jednak dopiero w styczniu 1791 r. król podyktował swojemu sekretarzowi włoskiemu księdzu Scipionowi Piattolemu pierwszy zarys konstytucji, niezwłocznie przekazany Potockiemu. Piattoli był znakomitym kandydatem na pośrednika utrzymywał, bowiem bliskie kontakty nie tylko z królem, ale również Potockim. Od tego czasu trwał nieprzerwany ciąg uzgodnień i ustaleń, do których włączono marszałka Stanisława Małachowskiego i księdza podkanclerza Hugona Kołłątaja. Według ustaleń prof. Jerzego Łojka nie jest jasne, kto zredagował ostatecznie treść konstytucji, bowiem dyskusje nad poszczególnymi zapisami trwały do nocy z 2 na 3 maja 1791 r. Jego zdaniem ostateczny projekt konstytucji powstawał raczej w dyskusjach nad poszczególnymi fragmentami i spornymi kwestiami, niż w konfrontacji kilku kompletnych projektów. Prof. Emanuel Rostworowski pisze z kolei, że konstytucja nie była aktem jednorazowym, płodem jednej ręki i jednej głowy, ale dziełem „wielkiej czwórki” projektodawców: Stanisława Augusta, Ignacego Potockiego, Hugona Kołłątaja i Stanisława Małachowskiego. Inny z badaczy prof. Bolesław Leśnodorski uważa, że „największą zasługę należy przypisać królowi, a także Ignacemu Potockiemu i temu, który trzymał pióro i spisał tekst ostateczny, to jest Kołłątajowi”. Ciekawe spostrzeżenia poczyniła biograf króla Stanisława Augusta, Krystyna Zienkowska. Jej zdaniem obok głównych autorów powszechnie wymienianych przez wszystkich należy pamiętać o Aleksandrze Linowskim, pośle krakowskim, który przy królu pełnił ostateczną redakcję oraz wspomnianym księdzu Piattolim, którego redakcyjne dokonania nie mogą zostać zapomniane. Sam Piattoli po upadku Rzeczypospolitej publicznie twierdził, że właśnie on był wyłącznym autorem tekstu konstytucji, jego oświadczeniom nikt poważny nie daje jednak wiary. Jest zdumiewające, że w kraju, który czci swoją konstytucję świętem narodowym tak nie wiele jest wnikliwych monografii poświęconych pracom redakcyjnym poprzedzającym przyjęcie konstytucji. Dla przykładu w Stanach Zjednoczonych Ameryki natrafimy na dziesiątki monografii poświęconych działaniom redakcyjnym zarówno przy Deklaracji Niepodległości z 1776 r. czy Konstytucji z 1787 r. Być może jest to spowodowane niezwykłą aktualnością deklaracji oraz ciągłością obowiązywania amerykańskiej ustawy zasadniczej mimo kilkunastu poprawek, które wszakże nie zmieniły treści pierwotnego dokumentu. W polskim przypadku mamy jedynie historyczne odniesienia, bowiem po 123 latach niewoli narodowej przyszły dwie konstytucje w międzywojniu, stalinowska konstytucja z 1952 r., znowelizowana PRL-owska z 1976 r. i ostatnia konstytucja III Rzeczypospolitej z 1997 r. W swoim zasadniczym brzmieniu Konstytucja 3 Maja miała niewątpliwie nowatorskie zapisy i była nie tylko w Polsce dokumentem na wskroś nowoczesnym, jednak społeczeństwo polskie końca XVIII w. i stosunki w nim panujące były dla znacznej części ówczesnej Europy i Ameryki na wskroś anachroniczne. Obowiązujące tam prawa i wolności obywatelskie były znacznie powszechniejsze, niż to wynikało z zapisów majowej konstytucji. Dla świata znacznie ważniejsze były jednak nie konkretne zapisy konstytucji, co sposób, w jaki do jej uchwalenia doprowadzono. Thomas Jefferson mówił wprost o polskiej rewolucji, która się dokonała bez rozlewu krwi w przeciwieństwie do brytyjskiej czy francuskiej. Faktycznie zdumiewający jest łagodny przebieg majowych obrad, nawet, jeżeli uwzględnimy podstęp rzeczników zmian z wyznaczeniem sesji konstytucyjnej w czasie ferii powielkanocnych, kiedy większość posłów miała wolne. Poza incydentem z niezrównoważonym posłem kaliskim Janem Suchorzewskim, który przywlókł do Izby swojego sześcioletniego syna i groził, że go zabije, aby dziecko nie dożyło czasów obowiązywania nowej konstytucji, nie odnotowano żadnych buntów czy przejawów czynnego sprzeciwu. Patrioci sami byli zaskoczeni taką postawą, spodziewali się bowiem poważniejszego oporu. Inaczej nie można wyjaśnić ściągnięcia dodatkowych wojsk spoza Warszawy i oddania ich pod komendę Józefa Poniatowskiego, skoncentrowanie na Placu Zamkowym regimentu Działyńskich czy zorganizowanie przez Kołłątaja manifestacji mieszczańskiej. Same obrady początkowo zaplanowano na 5 maja, ale w obawie, że posłowie pruski i rosyjski znają datę, przyspieszono ich rozpoczęcie o dwa dni. Inna sprawa, że dyplomaci mocarstw zaborczych i tak poznali nową datę, ale ich stolice zajęte wzajemną rywalizacją nie interweniowały. Dla świata nie bez znaczenia był również fakt, że nie odebrano pod byle pretekstem głosu opozycji, dlatego obrady rozpoczęte około 9 rano wlokły się przez długie godziny. W końcu około godziny szóstej popołudniu we wtorek 3 maja 1791 r. poseł inflancki Michał Zabiełło, który na znak ręką króla, że chce zabrać głos po raz czwarty tego dnia zerwał się z ławy poselskiej z okrzykiem, iż król przysięga na Ustawę Rządową. Nie była to prawda, ale w tym momencie zapanowało takie poruszenie, że i król nie oponował godząc się, że jego zgłoszenie oznaczało faktyczną zgodę. Emocje sięgnęły zenitu, zewsząd krzyczano „Vivat król”, „Vivat konstytucja”. Wrzawa przeniosła się z Zamku na plac i ulice Warszawy. Jedynie poseł Suchorzewski oponował kładąc się krzyżem na ziemi, ale wśród wielkiej ciżby jego glos protestu był zupełnie niesłyszalny. Marszałek Małachowski na wszelki wypadek zapytał ogół czy jest zgoda na przyjęcie projektu, na co posłowie i senatorowie kilkakrotnie odpowiedzieli twierdząco. Biskup Feliks Turski podsunął królowi Ewangelię, na którą Stanisław August złożył przysięgę. Niestety nie znamy treści przysięgi,wiemy tylko, że Sejm przyjął ją z wielką aprobatą podobnie jak ponowną przysięgę u stóp ołtarza w katedrze św. Jana. Atmosfera w Warszawie w tych godzinach była bez wątpienia rewolucyjna, trudno się dziwić opozycji, że biernie przyglądała się tym wydarzeniom. Jedynie interwencja wojsk rosyjskich mogłaby cokolwiek zmienić, ale ta w obliczu zaangażowania Rosji w inne konflikty nie była wówczas możliwa. Ustawa Rządowa z 3 maja 1791 r. była dokumentem zwięzłym porządkującym najważniejsze kwestie ustrojowe państwa. Nie miejscu tu, aby szczegółowo analizować jej poszczególne zapisy warto wszakże zaznaczyć, że uchwalenie nowej konstytucji potwierdziło po raz kolejny, że Polacy w obliczu zagrożenia narodowego bytu potrafią się porozumieć w kwestiach politycznych. W przekonaniu jej twórców kompromis ten był konieczny, choć prowizoryczny. Nic dziwnego, że wielu nie zadawalał. Umocnieniu, bowiem państwa wewnątrz i na zewnątrz miało towarzyszyć kontynuowanie reformy na najtrudniejszym w opinii szlachty odcinku reformy społecznej. Trafnie opisał ten proces Hugo Kołłątaj w swoim sejmowym wystąpienie 28 czerwca 1791 r., w którym nawoływał do uzupełnienia zawartych w konstytucji majowej praw politycznych „konstytucjami ekonomicznymi i moralnymi”. Pogląd ten dość powszechny i dzisiaj skonfrontować należy z odmiennym spojrzeniem na tekst konstytucji przez pryzmat konieczności - jak pisze prof. Stanisław Salmonowicz - budowy takiego ustroju politycznego, który by był zdolny do istnienia. Jak powszechnie wiadomo Konstytucja 3 Maja nie zdołała uratować Rzeczypospolitej, a po pięknej karcie majowej przyszła ponura targowicka. Meandry ówczesnej sytuacji oddaje postawa króla Stanisława Augusta, który w czasie majowych wydarzeń odnotował najwspanialszą kartę w swoim panowaniu by po kilku miesiącach przystąpić pod naciskiem Rosji do konfederacji targowickiej. Trzeba się zgodzić z prof. Łojkiem, że ostatni polski król zdawał sobie sprawę z konieczności reformy państwa, ale nie wierzył w jej skuteczność. Niestety nie on jeden. Nie wolno nam jednak zapominać, że konstytucja mimo niesprzyjających okoliczności została uchwalona przez samych Polaków a w sensie ustrojowym, mimo wszystkich niedoskonałości, stanowiła ogromny postęp w stosunku do całego okresu XVII i XVIII w. W opinii wielu rodaków stała się politycznym testamentem samodzielności i niepodległości państwowej i tak głównie była pielęgnowana w XIX- wiecznej tradycji narodu. Faktycznie jednak uchwalenie Konstytucji 3 Maja wyznaczyło Polakom trwały program na przyszłość, którego fundamentalnym przesłaniem było poszukiwanie jedności w sprawach najważniejszych dla narodu. Trafnie to oddał wybitny XVIII-wieczny angielski publicysta Edmunda Burke: ” …to wielkie dzieło ten ma zaszczyt najcelniejszy, że zawiera w sobie nasiona coraz dalszego ulepszenia (…) na tych samych zasadach, które nasza starą brytańską konstytucję czynią tak wyborną. Tu jest powód powinszowania i święcenia tej rocznicy przez wieki”. Warto o tym pamiętać, gdy ponownie usłyszymy „ Niech się święci Trzeci Maj”

niedziela, 22 kwietnia 2012

Dwie Polski - dwie historie

Przysłuchując się dyskusjom polityków i publicystów w mediach, a zwłaszcza kłótniom pomiędzy PiS-em a PO czy Lechem Wałęsą i jego aktualnymi przeciwnikami z Wolnych Związków Zawodowych natychmiast przypomina się spór jaki o genezę odzyskania niepodległości toczył obóz Józefa Piłsudskiego z obozem narodowym.I tam i tu adwersarze zarzucali sobie zdradę i hańbę narodową, wysługiwanie się obcym mocarstwom, działania agenturalne czy antypaństwowe.Kampania nienawiści uruchomiono przeciwko Józefowi Piłsudskiemu w lecie 1920 r. czy pierwszemu prezydentowi Polski Gabrielowi Narutowiczowi do złudzenia przypominają kampanie nienawiści kierowane przeciwko Lechowi Wałęsie,Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, Lechowi Kaczyńskiemu czy Bronisławowi Komorowskiemu, i mimo że każdy z nich popełnił mnóstwo błędów i krytyka była w pełni uzasadniona nie zmienia to faktu,że dokonywała się i dokonuje za sprawą tych fal inwektyw systematyczna erozja fundamentów państwa polskiego.Nie wiem w jaki sposób zmienić politykę na wolną od bredni,kalumnii czy fałszywych oskarżeń.Na pewno nie rozwiążą tego zakazy prawne czy ściganie z urzędu. Zalety polityki historycznej są politycznie na tyle duże, że politycy będą zawsze po nią sięgali dla bieżących korzyści, mam tylko nadzieję ,że kiedyś przyznają rację Karolowi Marksowi, że historia lubi się powtarzać ale wyłącznie jako farsa
( Karykatura Zdzisława Czermańskiego przedstawiająca Piłsudskiego jako Żyda popijającego z Niemcami i Sowietami)

środa, 15 lutego 2012

Zagadkowa linia Lorda Curzona

Próżno by szukać w najnowszej historii terminu tak znanego a jednocześnie tak bałamutnie interpretowanego jak linia Curzona. Kojarzona powszechnie z wschodnią granicą Polski narzuconą pod koniec II wojny światowej zgodną wolą Stalina, Roosevelta i Churchilla urosła do symbolu zniewolenia i dyktatu mocarstw a niekiedy nawet określana jest jako granica kolejnego rozbioru Rzeczypospolitej. Jednak próba ustalenia jej genezy, jak i wyjaśnienie samego terminu natrafia na nieoczekiwane trudności. Właściwie do dnia dzisiejszego nie ustalono w sposób nie budzący wątpliwości jak właściwie przebiegała ta propozycja graniczna, dlaczego nieustannie mówi się o dwóch jej wariantach i czy Curzon w ogóle miał z nią cokolwiek wspólnego. Czyżby więc linia Curzona była jednym z wielu XX-wiecznych mitów oblepionych taką masą absurdalnych opinii i interpretacji, że trudno nam ustalić najprostsze fakty. Światowa popularność terminu- linia Curzona rozpoczyna się po zakończeniu konferencji w Teheranie i przekroczeniu w styczniu 1944 r. przez armię radziecką wschodniej granicy II Rzeczypospolitej z lat 1921-1939 r. Od Waszyngtonu przez Londyn po Moskwę zaczęto rozpisywać się o przyszłej wschodniej granicy Polski wzdłuż linii Curzona. Pisano w większości pod dyktando politycznych mocodawców, czasami, jak polscy autorzy, z pobudek patriotycznych, bardzo rzadko z naukowej inspiracji. W tej masie często bezwartościowych, propagandowych publikacji przebijały się dwa główne nurty: o prawie narodu polskiego do stanowienia własnych granic oraz uzasadniający narzucenie Polakom granicy z paktu Ribbentrop- Mołotow z 1939 r., ubierając to przy tym w zgrabne teorie etnograficznego rozgraniczenia i poszanowania praw dla słowiańskich mniejszości. Nie trudno się domyślić, że Stalin zatrudnił cały sztab rządowych radzieckich historyków, którzy mieli uzasadnić tezę, że linia Curzona była propozycją mocarstw zachodnich powstałą w latach 1919-1920 r. a strona radziecka tylko ją zaakceptowała na konferencji teherańskiej i jałtańskiej jako rozwiązanie optymalne. Gdzie więc kończy się polityczna intryga Stalina wsparta dwuznaczną grą aliantów a zaczyna prawda historyczna. Jak oddzielić historyczne prowokacje od bezspornych faktów. Aby rozstrzygnąć te dylematy musimy się przenieść do Paryża roku 1919, gdzie toczyły się obrady konferencji pokojowej między Wielką Brytanią, Francją, Stanami Zjednoczonymi i Japonią z jednej strony a pokonanymi Niemcami i ich sojusznikami z drugiej. W trakcie obrad powołano specjalną Komisję do Spraw Polskich na czele której stanął Jules Cambon. Komisja w toku swoich eksperckich prac opublikowała szereg raportów spośród których dla naszych ustaleń kapitalne znaczenie ma Raport nr 2 z 22 kwietnia 1919 r. o wschodniej granicy Polski. Wyznaczał on tzw. minimalną tymczasową granicę na zachód od której polska mogła swobodnie tworzyć swoją administrację. Propozycja ta nie powinna nas dziwić, gdyż granica ta była de facto dawną wschodnią granicą Królestwa Polskiego z 1815 r. znaną doskonale zarówno dyplomacji brytyjskiej jak francuskiej. W momencie braku rozstrzygnięcia na froncie wojny domowej w Rosji mocarstwa Ententa opowiadały się po stronie „białej” Rosji generałów Kołczaka i Denikina ci zaś godzili się co najwyżej na przyznanie Polsce ziem byłego Królestwa Kongresowego z początków XIX w. Proponowany bieg granicy wschodniej Polski z raportu kwietniowego nie obejmował wszakże rozgraniczenia w Galicji Wschodniej, gdzie toczyła się wojna polsko-ukraińska. Propozycja ta w nieco zmodyfikowanej wersji ( Chełmszczyzna po polskiej stronie) została przyjęta przez mocarstwa sprzymierzone i opublikowana 8 grudnia 1919 r. jako tymczasowa wschodnia granica Polski. I ta wersja swój bieg kończyła w rejonie tzw. kordonu Sokalskiego czyli zbiegu dawnych granic zaborów rosyjskiego i austriackiego. Mocarstwa miały w dalszym ciągu szereg wątpliwości w kwestii przyznania Polsce Galicji Wschodniej ze Lwowem, nie były również zgodne co do zakresu koncesji na rzecz Polski. Wyrazem tych różnic był Raport nr 3 Komisji Cambona z 17 czerwca 1919 r., który wytyczał dwie linie rozgraniczenia wschodniej granicy Polski na obszarze wschodniogalicyjskim tzw. linie A i B, gdzie linia A, za którą optowali Brytyjczycy biegła praktycznie zgodnie z przebiegiem dzisiejszej granicy wschodniej od Kryłowa do Karpat, gdy zbieżna ze stanowiskiem francuskim linia B zostawiała po stronie polskiej Lwów i znaczną część naftowego zagłębia borysławskiego. Warto zapamiętać te dwie propozycje. Niestety w wielu publikacjach, także skąd inąd wybitnych historyków utożsamia się błędnie linię Curzona z linia z 8 grudnia 1919 r. Poza pewnymi zbieżnościami geograficznymi obie propozycje nie mają ze sobą nic wspólnego, a już z cała pewnością nic wspólnego z linią 8 grudnia nie ma lord George Nathaniel Curzon, ówczesny brytyjski minister spraw zagranicznych. Pod propozycją grudniową widnieje bowiem podpis Georgesa Clemenceau, francuskiego premiera, przewodniczącego alianckiej Rady Najwyższej a Curzona nie była nawet w Paryżu w dniu jej podpisywania Wszystkie te propozycje stałyby się tylko wdzięcznym owocem analiz historyków gdyby nie zmienne losy wojny polsko-radzieckiej 1920 r., w trakcie której po początkowych sukcesach polskich na Ukrainie i Białorusi nadszedł moment odwrotu wojsk polskich. W lipcu 1920 r. specjalnie powołana przez Sejm Ustawodawczy Rada Obrony Państwa (ROP) postanawia zwrócić się o pomoc do mocarstw zachodnich. ROP upoważnia ówczesnego premiera Władysława Grabskiego do podjęcia tej misji, a ten korzystając z faktu rozpoczęcia w belgijskim uzdrowisku Spa międzysojuszniczej konferencji wyjeżdża niezwłocznie do Belgii. Po kilkudniowych negocjacjach Grabski podpisuje 10 lipca 1920 r. z premierem Wielkiej Brytanii Davidem Lloydem George´m układ, zgodnie z którym rząd polski zgadzał się podpisać natychmiastowe zawieszenie broni z bolszewikami na następujących warunkach: armia polska miała cofnąć się do linii z 8 grudnia 1919 r., jako tymczasowej granicy administracyjnej Polski. Armia radziecka miała zatrzymać się 50 km na wschód od tej linii. Wilno miało być przekazane Litwinom, a w Galicji Polskiej, gdzie linia z 8 grudnia nie miała przebiegu strony konfliktu miały stanąć na linii osiągniętej w dniu zawieszenia broni, tworząc szeroki na 20 km pas neutralny. W momencie podpisywania układu, choć pewnie lepiej byłoby powiedzieć dyktatu ze Spa, wojska polskie znajdowały się znacznie na wschód od tej linii a na odcinku wschodniogalicyjskim front przebiegał wzdłuż rzeki Zbrucz, kilkaset kilometrów na wschód od Lwowa. Trudno się dziwić, że układ ze Spa został przyjęty w Polsce prawie jak zdrada narodowa, a sam premier gorycz jego parafowania nosił do ostatnich swoich dni. W ślad za układem ze Spa 11 lipca 1920 r. została wysłana do rządu radzieckiego nota z propozycjami pokojowymi w wojnie z Polską. Zaprezentowano w niej warunki rozejmu i zaproponowano brytyjskie pośrednictwo. I tu dochodzimy do kluczowego momentu. Nota bowiem zawierała propozycje linii demarkacyjnej innej niż podpisana i wynegocjowana przez Grabskiego poprzedniego dnia. Dokument wbrew bezspornym faktom sugerował, że linia z 8 grudnia 1919 r. miała swoje przedłużenie na obszarze Galicji Wschodniej, stąd też proponowana stronie radzieckiej linia przebiegać miała od Kryłowa na zachód od Rawy Ruskiej, na wschód od Przemyśla do Karpat. Oznaczało to praktycznie wyłączenie spod zarządu polskiego całego obszaru Galicji Wschodniej ze Lwowem. Było to ewidentne nadużycie, w sposób istotny naruszające ustalenia porozumienia podpisanego przez premiera Grabskiego. Ponieważ nota została podpisana przez Curzona, zawartą w niej propozycję graniczną zaczęto nazywać jego nazwiskiem. Od razu niestety błędnie identyfikując ją z linią z 8 grudnia, na którą dość niefortunnie nota się powoływała. W świetle analizy dokumentów dyplomatycznych nie potrafimy odpowiedzieć na pytanie skąd w nocie znalazły się takie błędy. Doświadczeni dyplomaci brytyjscy raczej nie pozwoliliby sobie na takie przekłamania. W źródłowej biografii Curzona autorstwa Harolda Nicolsona czytamy, że minister spraw zagranicznych poza złożeniem podpisu nie miał nic wspólnego z redakcją jej treści. Kto zatem miał i dlaczego zmiana została dokonana? Jako pierwszy szczegółową analizę obu dokumentów przeprowadził dopiero w 1944 r. dr Witold Sworakowski na łamach londyńskiego ”Journal of Central European Affairs”. Wnikliwa analiza problemu, świadcząca o erudycyjnej wiedzy autora nie dostarczyła niestety nader bogatych wniosków. Sworakowski uznał, że różnice w obu dokumentach były po prostu wynikiem błędu maszynowego popełnionego w trakcie pośpiesznego przygotowywania noty. Faktycznie nota została wysłana ze Spa a przygotowujący ją nie mieli zbyt wiele czasu ( układ z Grabskim podpisano 10 lipca popołudniu a notę wysłano następnego dnia rano). Zdaniem prof. Marii Nowak-Kiełbikowej, autorki źródłowej monografii stosunków polsko-brytyjskich inspiratorem zmian był osobiście premier Lloyd George, który starał się za wszelką cenę stworzyć warunki jak najkorzystniejszej propozycji dla Moskwy wbrew uzgodnieniom z Polakami. Jej wnioskowanie ma jednak charakter pośredni, gdyż żadne dokumenty dyplomatyczne tego nie potwierdzają. Dla autorki istotne jest, że prawie wszystkie propozycje brytyjskie wschodniej granicy Polski z lat 1919-1920 wykazują niezwykłą zgodność z opisaną w nocie dlatego nie powinna nas dziwić taka mistyfikacja. Wielka Brytania jej zdaniem konsekwentnie optowała za uznaniem zasad etnograficznych na wschodzie Europy, z jednej strony schlebiając postulatom „białej” Rosji, z drugiej poszukując trwałego rozwiązania w sporze polsko-ukraińskim o Galicję Wschodnią. Z kolei Tytus Komarnicki w swej pracy „Piłsudski a polityka wielkich mocarstw zachodnich” (Londyn 1952) pisze, że nie można wykluczyć złej woli ze strony kogoś z otoczenia premiera Lloyd George´a, kto prawdopodobnie nadużył zaufania Curzona. Podobnie formułuje hipotezy Norman Davis w swojej monografii wojny polsko-radzieckiej wydanej w Londynie w 1972 r. Jego zdaniem na fałszerstwo zgodził się Lloyd George a za przygotowanie merytoryczne propozycji linii granicznej miał odpowiadać Lewis Namier, brytyjski historyk, członek delegacji w Spa, znawca, także z racji galicyjskiego pochodzenia, stosunków etnicznych na tym obszarze. Wielu autorów ( zwłaszcza Tadeusz Piszczkowski) właśnie w Namierze, Angliku, żydowskiego pochodzenia widziała głównego winowajcę brytyjskiego oszustwa. Stąd już niestety krok do popadnięcia w teorie spiskowe. Być może wnikliwa kwerenda brytyjskich dokumentów dyplomatycznych, oraz osobistych papierów Lloyda Georga, Curzona czy Namiera pozwolą na rozwikłanie tej niezwykłej tajemnicy. Zupełnie zdumiewające jest, że strona polska nie złożyła żadnego oficjalnego protestu po upublicznieniu treści noty (debata w Izbie Gmin 14 lipca , „The Times” z 15 lipca 1920 r.). Mało tego dzień po publikacji noty Curzona premier Grabski zorganizował konferencję prasową, na której przekonywał, że nie było żadnych rozbieżności między układem przez niego podpisanym a notą angielskiego ministra. Dementowanie pogłosek o różnicach miało miejsce wielokrotnie wobec przedstawicieli prasy, którzy jako pierwsi zauważyli poważne różnice w obu dokumentach ( np. „Czas”, „Kurier Poranny”, „Kurier Polski”).Temat przestał być aktualny z chwilą gdy strona bolszewicka odrzuciła 17 lipca 1920 r. brytyjskie pośrednictwo, a ofensywa sierpniowa odrzuciła armie radzieckie spod Warszawy. Nota brytyjska z linią Curzona trafiła do archiwów. I pewnie by nigdy nie zrobiła tak spektakularnej kariery gdyby nie pakt Ribbentrop-Mołotow z 1939 r. dzielący Polskę jak niegdyś zaborcy z końca XVIII w. Od tego momentu Stalin poszukiwał historycznego i politycznego usprawiedliwienia swoich działań, zwłaszcza gdy po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej 22 czerwca 1941 r. nie mógł oficjalnie powoływać się na treść paktu. Brytyjskie pośrednictwo wraz z oszukańczą linią spadało Stalinowi jak manna z nieba. Oto za sprawą angielskich dyplomatów uzyskiwał dodatkowe argumenty za cofnięciem granic wschodnich Polski do linii Bugu ,czyli powrotu do 1815 r i tym razem bez Galicji Wschodniej. Sam błąd zawarty w nocie ułatwił stronie radzieckiej negocjacje w Teheranie i Jałcie i przesądził o odłączeniu od Polski Lwowa. Kolejny raz pośrednictwo zachodnich dyplomacji Moskwa wykorzystała jako argument przeciwko polskim planom terytorialnym. I mimo, że brytyjscy i amerykańscy dyplomaci podjęli pewne starania na rzecz przyznania Polsce Lwowa, Stalin konsekwentnie powoływał się na linię Curzona z 11 lipca 1920 r., co przesądziło o wytyczeniu nowej granicy Polski wzdłuż propozycji brytyjskiego ministra spraw zagranicznych. Wszelkie wątpliwości, kłopoty terminologiczne ( linia A i B w Galicji Wschodniej), brak czytelności w prezentowaniu stanowisk przez mocarstwa zachodnie działał na korzyść Moskwy. Nic dziwnego, że przedstawiciele Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii musieli się w końcu zgodzić nawet z cynicznym argumentem Stalina, że propozycja brytyjska była przecież korzystniejsza dla Polaków niż granica niemiecko-radziecka z 1939 r.

sobota, 11 lutego 2012

Generał Mróz

Jest bezspornym faktem, że jednym z najlepszych sojuszników Stalina w wojnie z Niemcami był mróz.Co prawda gen.Guderian wybitny strateg wojsk pancernych równie mocno narzekał na jesienne błoto to jednak zima powstrzymała impet nacierających wojsk niemieckich.Czy jednak rzeczywiście decydującą rolę w 1941 r.odegrała na froncie wschodnim aura? Odpowiedzi na to należy szukać w założeniach planowania operacji Barbarossa, której podstawową słabością było rozbicie sił na trzech kierunkach operacyjnych.Tymczasem sztabowcy niemieccy zwracali uwagę Hitlerowi na mankamenty takiego planowania.Szczególnie znamienny był projekt autorstwa nomen omen gen.Ericha Marcksa, który zakładał koncentrację uderzenia na kierunku moskiewskim z pobocznym uderzeniem na Ukrainę.Po zajęciu Moskwy wojska niemieckie miały uderzyć na południe aby połączyć się z Grupą Armii Południe.Ostatecznie Hitler podzielił siły atakujące na trzy grupy co przesądziło o słabości odcinka centralnego.Niezajęcie Moskwy gdzie usytuowane były centra wszystkich bez mała nici sowieckiego scentralizowanego państwa przesądziło o ostatecznej klęsce armii Hitlera na wschodzie.